Rozdział VII
Natalie zamarła. Nie dość,że cały dom , nie wliczając Molly , Artura i Ginny jej nienawidził, teraz prawie ukradła sowę Harry'ego. A przynajmniej tak to wyglądało.
-Ja... - pospiesznie odwiązała liścik i podeszła do innej.
-Ta też jest Weasley'ów. - stwierdził chłodnym tonem.
-Ah... Tak -mruknęła rudowłosa, z żalem patrząc na trzymany w rękach liścik.
Harry wpatrywał się w nią w ciszy. Mimo,że nie darzył jej sympatią, poczuł dziwne uczucie współczucia, pomieszane z poczuciem winy. Przecież prorok codzienny nie zawsze pokazywał to,co w rzeczywistości pisał reporter prawda? Może jednak nie była taka zła? A ginny... Ginny tak bardzo ją broniła. Coś drgnęło w jego sercu. Nie mógł mieć żalu do kogoś kto wpadł w szpony gazetki!
-Możesz wziąć moją. - powiedział w końcu.
Talie spojrzała na niego zdumiona. Chłopak wywrócił oczami i podszedł do niej. Poczuł delikatny zapach lilii, który wydał mu się bardzo charakterystyczny. Nie mówiąc nic więcej zabrał z jej rąk liścik i ignorując jej protesty przywiązał go do nogi Hedwigi. Potem przysunął się ku oknu i patrzył jak odlatuje.
-Przecież... - Natalie otworzyła szeroko oczy.
-Chyba chciałaś go wysłać...? - zapytał niepewnie.
-Tak... A-ale... Ty mnie... Ty mnie nie
-Nie lubię cię - przyznał - ale moja sowa zbyt długo siedziała w klatce!
Po czym wyminął ją z tajemniczym uśmiechem i wyszedł. Dziewczyna stała tam jeszcze przez długi czas, aż w końcu dotarła do niej rzeczywistość. Harry się do niej odezwał. Dał jej użyć jego sowy. Przestał ją ignorować!
Z rumieńcami na twarzy postanowiła pobiec do Ginny, ale jednak się rozmyśliła. W końcu Harry był tym, w którym była zakochana. Natalie nie mogła po prostu tam wejść, zwłaszcza po tym co się wydarzyło rano, a potem zacząć opowiadać jak to Potter się do niej odezwał i tak dalej... Po prostu nie mogła. Postanowiła wrócić do pokoju i czekać, aż Neville po nią wróci. Miała nadzieję,że to nastąpi szybko, chociaż Harry był dla niej nieco milszy, nie miała ochoty spotykać się z resztą domowników. Nawet Molly, czy Arturem.
Zamknęła za sobą drzwi i położyła się na łóżku. Wpatrywała się w sufit martwym wzrokiem. Neville czy Harry? W którym tak na prawdę chciała się zakochać? W którym było WARTO się zakochać? O ile jeszcze miała wybór...
Harry'ego obudziło stukanie do szyby. Włożył okulary po czym wstał zaspany i wpuścił Hedwigę do środka.
-Nie ta osoba Hedwigo. - pogłaskał ją delikatnie. -Ale...
Niepewnie odwiązał liścik i rozwinął go. Rozpoznał pismo Neville'a, bo często od niego spisywał lekcje. Pierwsze słowo "Natalie!" powinno sprawić,że przestanie czytać, ale postanowił jednak dowiedzieć się, o co chodzi Natalie.
Nie wiem, czemu uważasz,że cię nie lubią. Może po prostu źle ich
zrozumiałaś? Przecież to moi przyjaciele. Nie zrobiliby Ci nic, pamiętasz? obiecywałem
Ci coś. Ale jeżeli uważasz,że jednak nie wytrzymasz tam, to napisz do mnie pojutrze. Przybędę
od razu, ale chcę,żebyś dała im ostatnią szansę. Jeżeli nie napiszesz, nie przyjadę. Mam zamiar
wrócić w piątek. Wtedy też jedziemy do Hogwartu! Przeprasza,że Cię zostawiłem, ale musiałem coś załatwić. Pozdrawiam!
Neville Longbottom
Harry przeczytał liścik dwukrotnie. Czyżby Natalie miała zamiar wyjechać? Czyżby słyszała... Nie... przecież była wtedy nieprzytomna! Ale... Skoro już zdążyła dojść na strych... Jeżeli usłyszała ich. - pomyślał Potter, zwijając liścik w rulonik i przywiązując go do Hedwigi. - Będą musieli zmienić jej zdanie w dwa dni.
Nie wiedział, co sprawiło ,że zmienił o niej zdanie. Coś w niej było. Coś bardzo znajomego, jakby była osobą, z którą spędził kilkanaście lat. Ubrał się w pośpiechu i biegiem pospieszył do pokoju Freda i George'a.
-Co jest? - rozległ się głos któregoś z nich zza drzwi.
-Nie śpicie? - zdziwił się Harry otwierając drzwi.
W pokoju panował niesamowity harmider. Wszędzie walały się pudła , papierki, a w powietrzu unosił się zapach dymu. Na środku pokoju stali bliźniacy, majstrując przy jakimś dziwnym urządzeniu.
-Przez całą noc próbowaliśmy naprawić do cholerstwo - stwierdził George
-Ale dopiero teraz zaczyna działać - dokończył Fred.
Rzeczywiście po chwili z maszyny zaczęły buchać zielone płomyki a poskręcane rurki, którymi była oblepiona zaczęły się wić, niczym węże.
-Co to jest? - wyjąkał Potter, wpatrując się w dzieło bliźniaków.
-To jest specjalna maszyna...
-...Do uśmiechania się...
-...Sprawia,że się śmiejesz...
-...Nawet gdy tego nie chcesz!
Przybili sobie piątkę z uśmiechami.
-O co chodzi Harry? - zapytał Fred wyłączając maszynę.
-Chyba nie przyszedłeś prosić nas o rady miłosne!
-Nie... Słuchajcie... Natalie...
-Co znowu ona? Dzisiaj mamy zamiar podłożyć jej śmierdzącą bombę do gatek. - roześmiał się George.
-Nie! Chodzi właśnie o to,żebyście byli dla niej... No... milsi... - Harry nie śmiał na nich spojrzeć.
-Aa! Już rozumiem! George! Jak widać bomba to za mało!
-To już się bierzemy za coś mocniejszego! Na przykładzie możeby wykorzystać tą...
-Nie róbcie jej nic! - wypalił Potter, wreszcie na nich spoglądając.
-Jak NIC? W jakim sensie "nic" ?
-W normalnym! Słuchajcie!
Opowiedział im o liście od Neville'a, pomijając fakt,że specjalnie otworzył ten liścik.
-No i co z tego?
-I tak jest wkurzająca! - powiedział Fred marszcząc brwi.
-Ale ona... Ona nic nam nie zrobiła! Przecież...
-Chodzi o Ginny? Nie nam wmawiaj głupot, tylko jej! - stwierdził George.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz